wtorek, 26 lutego 2013

Lekcja realioznawstwa


Przez ostatnie dni wiele się wydarzyło...Po tygodniu zostałam postawiona oko w oko z rosyjską służbą zdrowia - nie, nie mnie bezpośrednio tyczyć się będzie owa historia, a mojego przyjaciela. Pozwolę sobie zatem opisać co nieco, oczywiście za zgodą (i autoryzacją tekstu ;D) samego zainteresowanego...

Otóż dokładnie tydzień temu we wtorek Łukasz trafił do szpitala ze złamaną kością udową. Ale po kolei... Rano, kiedy całe zdarzenie miało miejsce (przyczyną było oczywiście poślizgnięcie na nie posypanym niczym chodniku) niezwłocznie skontaktowaliśmy się z ubezpieczycielem, który w ciągu godziny zorganizował wizytę w przychodni. Pojechaliśmy więc taksówką, a tam przychodnia jak z amerykańskiego filmu, szkoda tylko, że nie ma windy ... W każdym razie lekarz nic nie mógł zaradzić bez zrobienia zdjęcia, więc dał skierowanie do szpitala na rentgen nogi. Dalej więc w taksówkę i jedziemy w jakąś nieznaną część miasta - dla mnie tym bardziej. Okazało się później, że szpital jest tak ukryty, że nawet mieszkańcy pytają o drogę. Ja już jednak po tych kliku dniach trafię tam z zamkniętymi oczami. Na izbie przyjęć bardzo szybko się wszystkim zajęli, w porównaniu do polskich realiów robiło to wrażenie; zero kolejek i stękających z bólu ludzi. No fakt, trafił się jakiś okrutnie pachnący bomż* i dwóch panów z bijatyko-pijatyki, których eskortował policjant, ale co do szybkiej obsługi, to nie można było mieć zastrzeżeń. Zrobili rentgen i okazało się, że Łukasz będzie musiał zostać w szpitalu i do tego niezwłocznie musi być operowany. Siedząc tam każdy układałby w głowie mroczne scenariusze; że załamanie, że na Syberii, że operacja, jak tu potem chodzić jak wszędzie śnieg i lód, a jakaś rehabilitacja, co z ubezpieczeniem  i jak w ogóle jest szpital po rosyjsku ?! Heh, tylko życie pisze takie scenariusze i zwykle kończy się wszystko dobrze. W tym wypadku można powiedzieć, że tak właśnie się stało. Dość sprawnie ubezpieczyciel porozumiał się ze szpitalem, operacja się udała - bez potrzeby zastosowania protezy (ale do tej pory zastanawiamy się jak ten lekarz poskładał tę nogę, bez potrzeby zagipsowania, no ale to w końcu Rosja ;D) A ja nie tylko wiem już jak jest szpital po rosyjsku, ale poznałam wiele innych przydatnych w takiej sytuacji słów, w tym jak są ochraniacze na buty ;D

*bomż- БОМЖ - (без определенного места жительства)  tj. bezdomny - to ten rodzaj skrótu, który stał się normalnym, pełnoprawnym słowem, żyjącym swoim życiem.

Co do realiów szpitalnych, bo miało być o realioznawstwie... 
Szpital, jak szpital - dość podobny do polskiego. Może tylko zasad się tak nie przestrzega, bo mimo kwarantanny (grypa ) i zakazu wpuszczania odwiedzających, można wejść ale z ochraniaczami, w fartuchu i z maseczką, no a my ''diewuszki z Polszy" to już w ogóle - wszyscy nas tam znają ;D Mimo zakazu palenia w toaletach - kto zechce to pali. Wieczorem można nawet dostać pół szklaneczki spirytusu ;) A i kompania w sali szpitalnej też ciekawa, np. nasz ulubiony Sergiej Iwanowycz vel car Aleksander ;D -z zawodu taksówkarz, walczył w Afganistanie, ponoć ateista ale bransoletkę z krzyżykiem kazał sobie zapiąć na ręce, koneser wysokoprocentowych alkoholi. Lubi prowadzić egzystencjalne rozmowy, przeczytał Mistrza i Małgorzatę 3 razy i twierdzi, że po tej książce nawet ateista jest w stanie uwierzyć w Boga. Jak wyjdzie ze szpitala to po taksówkę będziemy dzwonić tylko do niego ;) Dodatkowo w sali rozbrzmiewa radio Chanson z Tomska, ale nie tylko, bo i 'Amelię' na laptopie również można obejrzeć. Żeby nie przedłużać szpitalnej historii, operacja się udała i Łukasz wstał na nogi, póki co będzie chodził o kuli, ale lekarze są dobrej myśli. Podsumowując to były niezłe lekcje peenjotów**

**dla nie filologów: skrót PNJ - zajęcia z praktycznej nauki języka na filologii

Dalsza lekcja realioznawstwa...
23-go lutego obchodzony jest w Rosji, a także w krajach byłego ZSRR, Dzień Obrońcy Ojczyzny, a że tutaj prawie każdy mężczyzna miał, bądź ma do czynienia z wojskiem, to potocznie nazywa się to święto Dniem Mężczyzny. Oficjalna radziecka historia głosiła, że tego dnia w 1918 roku oddziały młodej Armii Czerwonej (dekret o utworzeniu której podpisał Lenin zaledwie 28 stycznia 1918 roku) odniosły swoje pierwsze zwycięstwa pod Pskowem i Narwą nad regularnymi wojskami cesarskich Niemiec. W Rosji jest to dzień wolny od pracy - a że akurat była to sobota, więc od piątku w mieście zauważalny był wzmożony ruch osobników płci męskiej z lekka się zataczających i głośno śpiewających. O tak - Rosja piła od piątku. My też uraczyliśmy się małym co nieco, mianowicie koniaczkiem z Dagestanu zmieszanym, oczywiście w odpowiednich proporcjach, z lajmem (coś jak Mountain Dew z dodatkiem mięty) Degustacja rodzimego piwa też się odbyła i jest ono całkiem dobre, nic tylko wyczekiwać lata... albo chociaż wiosny.

Słowo o marszrutkach
Im więcej nimi jeżdżę, tym bardziej jestem pod wrażeniem kierowców, którzy je prowadzą. Tutaj w Tomsku, jak i pewnie w całej Rosji, marszrutki to transport prywatny, nie wiem jak to wygląda jeśli idzie o rozdzielenie linii, ale tu wszystko działa sprawnie. No może przydałby się rozkład jazdy, ale jak się stanie w odpowiednim miejscu (czasem bywa, że nieoznaczonym) i odpowiednie szybko się zamacha na kierowcę, to zaraz wsiadamy do przegrzanej wręcz marszruty, nie zdążymy jeszcze dobrze stanąć na stopniach, a kierowca rusza. Od progu przeważnie wita nas- a jakże - radio Chanson i tak, w swojskiej atmosferze, skumulowani na malutkiej przestrzeni, opatuleni mkniemy tomskimi ulicami. Nie wiem jak robią to ci kierowcy, ale nie dość, że przyjmują pieniądze za przejazd (12 rub, dla starszych 8) to wydają resztę, ogarniają (to jest najlepsze słowo) wsiadających i wysiadających, bo jak jest tłok to trzeba krzyczeć, żeby "atkryć zadniu" (tylne drzwi, bo przyjęte jest, że wychodzi się przednimi i od razu płaci) no i oczywiście uważają na drogę. Nierzadko, szczególnie w godzinach szczytu, można spotkać w marszrucie panie, które zajmują się ''kasą'' i dodatkowo mówią jaki przystanek - dość przydatne dla tych którzy uczą się ulic. No, w każdym razie - jestem pod wrażeniem. Szkoda tylko, że niebawem mają podrożeć bilety na marszrutki  i na trolejbusy ;( mimo, że teraz płaci się 1,20 zł za jednorazowy przejazd, to jakby tak policzyć w skali tygodnia, to wychodzi nie taka znowu mała kwota, a o jakichkolwiek okresowych biletach mowy być nie może, niestety.

Sankowózki ;)
Sankowózki to fajny wynalazek, szczególnie w miejscu grze praktycznie przez pół roku zalega śnieg i lód. Bardzo rzadko można spotkać na ulicach mamy, które prowadzą wózek z dzieckiem, częściej noszą te owinięte szczelnie i opatulone w kombinezony bąble na rękach, bo tak wygodniej jak chce się jechać np. marszrutką (nie ma opcji żeby wejść do niej z wózkiem) Innym sposobem na transport malucha jest sankowózek, czyli sanki z rączką jak w wózku, są też ulepszone wersje, czyli coś jak spacerówka na płozach i tak to można sunąć ;)

Teraz jeszcze trochę o jedzeniu, np. kisiel w kostce - jak tu odkroić tyle, żeby było w sam raz?! Z moich obliczeń wyszło, że trzeba kostkę podzielić na 7 części... <jestfajnie>
 


Morska kapusta – czyli surówka z roślin z rodziny kapustowatych rosnących na plażach i wydmach, warzywo przyszłości bogate w minerały i witaminę C. Co do smaku (w tym wypadku zmieszana z marchewką i czosnkiem) powiem, że warto spróbować, ale żeby był to mój ulubiony przysmak, to nie.



Zdjęć tym razem niewiele, bo więcej robiłam analogiem - m.in dużo drewnianych domków, z których niektóre są przeeepięknee ! ale te zdjęcia dopiero po powrocie do domu.

 Butik z piwem -Piwna Galeria, dostawa piwa do domu ;)


 okno na I piętrze naszego uniwersytetu
 W lewym dolnym roku info: Wyjście awaryjne ...
Masło z dodatkiem ikry

Wybaczcie, że może za bardzo się rozpisuję, ale nie jestem w stanie ileś razy, każdemu z osobna opowiadać tych różnych historii i swoich spostrzeżeń. I właśnie, co do spostrzeżeń, to staram się nie oceniać tego jak jest tutaj, oczywiście wiele jest subiektywizmu w moich słowach, ale jeśli ktoś poczułby się urażony, albo co gorsza - zrażony do Rosji / Rosjan- to podkreślam to: podoba mi się tu!! I nie zrażają mnie te oblodzone chodniki i ścieżki, i to że już 2 razy łupnęłam na ziemię i to w bliskim sąsiedztwie szpitala [sic!] (btw. tu większość dziewczyn chodzi na szpilkach - to dopiero skill !! )ani też że jest może trochę zimno, że Internet wolniejszy niż w domu i może jeszcze parę innych rzeczy. Podoba mi się tak jak jest, w końcu Rosja to stan umysłu, a nie posypany piaskiem czy nie chodnik.

P.S: gdyby u nas w Polsce mogła tak sprawnie działać komunikacja miejska, kiedy pada śnieg to byłoby cudownie. Trzeba przyznać, że Rosjanie radzą sobie z odśnieżaniem ulic chyba najlepiej i wiem, wiem - malkontenci zawsze powiedzą - nie mają wyjścia, MUSZĄ -w końcu to Syberia...A ja powiem, że to jest i tak super, a Wrocław powinien się wstydzić, że zima co roku zaskakuje drogowców, a 5 cm śniegu paraliżuje miasto!
O, vot !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz